czwartek, 28 kwietnia 2016

Kiedy się bardzo chce a się jakoś nie może






Piękny dzień. Leniwe słońce budzi Cię wpadając przez okno. Wstajesz i mówisz sama do siebie „ To mój dzień, jest świetnie. Kto jest do cholery panią tego świata?!". Idziesz powolnym, ślamazarnym krokiem do kuchni, gdzie oczami wyobraźni już widzisz swoją ulubioną jajeczniczkę na kilogramach masła. Do tego trochę boczku i bochen chleba na zagrychę, co by lepiej wchodziło.Najlepiej świeżutki, jeszcze gorący, a swoje biedne kichy masz w dupie. Już masz się oddać śniadaniowe, codziennej przyjemności i U P S. 
Mijasz lustro. Początkowo tylko zerkasz, ale zaraz , zaraz ! Cofasz się i przepadłaś.
 Nie, nie mylisz się. 
Wdech, wydech. 
Gorąco, zimno.

To naprawdę ty.

Nie, nie, nie !

Zamykasz oczy ( „Jezu Chryste, to tylko zły sen, błagam, zły sen).

Jedno oko, drugie oko też już otwarte.

Tak, to ty. Tu za dużo, tu za mało. Ale raczej z przewagą tego pierwszego. To jednak ty. Miało być tak pięknie. W styczniu obiecywałaś, że będziesz wspaniała. Że Elka z bloku dalej będzie zbierała swoje zęby z chodnika kiedy tylko Cię zobaczy, a facetów będziesz miała tylu, że nie będziesz pamiętała nawet ich imion. Miało być pięknie, szczupło, smukło, delikatnie, fit. Nazywaj to jak chcesz- tak nie jest.
Dla pogorszenia swojego już rozregulowanego całkowicie poczucia zadowolenia patrzysz na kalendarz. Prawie maj. Wakacje. Kostiumy. Sukieneczki.
 Płakać czy się śmiać?
 Here we are ! Czas zacząć psychologiczną zabawę z samym sobą.
Zabawa jest dziecinnie prosta. Ma pięć punkcików przez które zaraz będziesz podróżować. Wiesz, co jest w niej najciekawsze? Że czasami sam sobie nie zdajesz sprawy, że w nią grasz. No, powiedzmy. Twój mózg ma fun pierwszego stopnia.


ETAP PIERWSZY: ZAPRZECZENIE

"Przecież muszę jeść. Jak nie będę dostarczała tyle kalorii mojemu organizmowi, to na pewno umrę. Mój mózg musi mieć węglowodany i to koniecznie, na Boga, te proste i słodkie. Poza tym,  udowodniono naukowo, że Snickers to najzdrowszy baton. NA PEWNO, CZYTAŁAM W INERNECIE. Czekolada to sam magnez, a orzechy to NNKT ! Wszyscy cicho, ja wiem lepiej. Poza tym, jeszcze nie jestem aż tak gruba żeby tak to przeżywać. Są grubsi ode mnie! Wszystko jest dobrze, wdech, wydech.  Jest dobrze, nie ma się co stresować. Ufff."


Żeby to było takie proste, to wygranych w tej grze byłoby na pęczki.


ETAP DRUGI: GNIEW

Wrrrr. Grrrr. Arrrrrgh.
"To nie moja wina, że mój organizm tego wszystkiego potrzebuje. Jezu ! Nienawidzę wszystkich sklepów, szczególnie tych z jedzeniem. ( W tym momencie walisz już prawie głową w ścianę, bez żadnych obaw, że zaraz przyjdzie sąsiad albo wyrzucą Cię z mieszkania).  Czy to ja każę być otwartym tym wszystkich fast-foodom akurat wtedy, kiedy wracam z pracy i ssie mnie jakbym miała tasiemca w stopniu zaawansowanym? NIE! A te wystawy w cukierniach, różowiutkie, pachnące? TO NIE JA KAŻĘ IM MNIE WODZIĆ NA POKUSZENIE!"


Rozwaliłaś ściany, wylałaś ilość łez dorównującą ilości wody w Bałtyku a jak wiadomo razem ze łzami zazwyczaj wypływają złe emocje więc powoli wyglądasz jak baranek w koszyku wielkanocnym.Jesteś już prawie tak samo potulna. Co więcej,  jesteś też jak on z cukru to zaczynasz się topić i zaczynasz kolejny etap zabawy.

ETAP TRZECI: NEGOCJACJE

No dobra. Niech będzie. Możesz zrezygnować ze słodyczy, białej mąki, mleka, glutenu, laktozy, warzyw strączkowych, węglowodanów, cukru białego, ciemnego, mięsa (..) ( ta lista zaczyna być tak długa, że okazuje się, że nawet wody pić nie będziesz. Rozważyłaś już nawet dietę wacikową, ale przypomniałaś sobie, że wodą nasączyć trzeba więc rezygnujesz).  To jeszcze nie koniec. Siłownia, najlepiej 5 razy dziennie, do tego basen, joga, karate i jeszcze pobiegać po dzielni zdążysz. Rozbawiłaś mnie do łez. Jestem ciekawa  kiedy. Ale obiecujesz, zarzekasz się na Boga, że tak właśnie będzie, no dobra. Jak tak ma być, to ja się sprzeczać nie będę. Pokaż mi.

Zapał był, zapał znikł.

ETAP CZWARTY: DEPRESJA

Dochodzisz do wniosku, że jesteś zakłamaną hipokrytką i wszystkich dookoła da się oszukać, ale samej siebie nie potrafisz. Przecież nie zrobisz tego z dnia na dzień a po jednej wizycie na siłowni nie będziesz wymuskaną panną z zarysowanymi delikatnie mięśniami. Zapał tak jak szybko przyszedł tak szybko też odszedł. Chowasz głęboko swoje przygotowane do działania dresiwo i pieniądze, które już miałaś przeznaczać na karnet w miejscu będącym we wcześniejszym założeniu twoim domem. Nawet nie drugim- pierwszym. Teraz najlepiej zrobi ci czekolada z chipsami i leżenie pod kołdrą, bo już się zmęczyłaś- samym planowaniem swojego nowego życia. CZY MA KTOŚ WINO DO TEGO?!
Już finiszujemy. Ostatni etap, ostatnie tchnienie.


 ETAP PIĄTY: AKCPETACJA

Że o czym to Ty mówiłaś? Że co masz za grube? Nogi, brzuch, ręce? A gdzie tam, wszystko jest na swoim miejscu. Tu się zakryje, tu się odsłoni, żeby odciągnąć uwagę. Poza tym, czy Tyw ogóle będziesz chodzić w stroju kąpielowym? Przecież nikt Cię nie wygoni z plaży jeśli założysz równie seksowny worek na ziemniaki i będziesz raczyć się piwkiem. W ogóle o czym my mówimy. Lata  nie będzie. Nie będzie słońca i upałów ( Będą !). Będzie zimno, deszczowo a przy lepszych wiatrach jeszcze śnieg spadnie i będzie  można puchówkę założyć więc nic widać nie będzie. Nic nie musisz robić, jesteś piękna i niczego zmieniać nie trzeba. Co to w ogóle były za szalone pomysły ?! Aaa! I najważniejsze! Dzieci w Afryce głodują więc dam Ci lepiej słoik majonezu do tego!

Tak to zazwyczaj wygląda. Nie jest to przedstawione po to, by kogoś zniechęcić do zmiany swojego życia, lepszego odżywania czy zwiększenia ( albo rozpoczęcia) aktywności fizycznej. Jest to bardziej po to, żeby nie wariować, nie robić wszystkiego na raz i przede wszystkim – nie panikować. Lato prędzej czy później przyjdzie ale raczej prędzej sobie pójdzie i nie należy przeżywać katuszy tylko dlatego, że nie będziecie się komfortowo czuć w stroju kąpielowym.  (w góry pojedziecie, tam się nie paraduje w bikini)
Jak w każdej grze, można wygrać albo przegrać. Najlepszą wygraną jest chyba przezwyciężenie ostatniego punktu i rozpoczęcia wprowadzania zmian .Chyba, że nie było to naprawdę konieczne tylko coś sobie ubzdurałaś ale dzięki niebiosom zrozumiałaś, że nie masz na co narzekać. Tak myślę ja.
Ale jeśli nie zdążyłyście- zdążycie na za rok.  A jeśli zdążyłyście już teraz, to pokazywać, co macie najlepsze i shine bright like a diamond ! J

*pisałam głównie do Babeczek, sorry Panowie, proszę wybaczyć. Ja wiem,że wy też macie te swoje dramaty, ale u was pięć punktów jak na moje zamienia się w dwa : patrz punkt 2 i punkt 5. No, przynajmniej u większości was.

** Już się nie mogę doczekać. Gorąco, upał. Wszyscy się do siebie lepią i na Ciebie gapią. Dzięki Bogu, że jest gdzie kocyk rozłożyć. Jak ktoś ma jeszcze siłę rozpychu to i parawanik się zmieści. 

sobota, 23 kwietnia 2016

Gdzie Ci mężczyźni, prawdziwi tacy?

Od samego początku. Tak, był rok przerwy.
To tylko ze względu na to, że około albo i ponad 365 dni biłam się z myślami czy moje wypociny na ten temat powinny ujrzeć światło dzienne, bo wszyscy wiemy ( tak, tak! Nie tylko panie) jak urazić dumę naszej grupy z tapety. Tej, która zawiera w sobie zarówno siłę fizyczną, ale także, chociaż jest głęboko skrywana i nie daj Boże odkryta- dusze romantyka.
TADAAAAM!! Mamy naszych panów. Były babeczki, czas na naszych facetów, mężczyzn, chłopców, adonisów, ciach, przystojniaków ! Poznajcie ich, gorrrrrrące top 5  wszystkich siłowni !



ADONIS
Och. Ach. Ech. Jeszcze raz och.
To jest to , co przechodzi Ci przez myśl jak GO zobaczysz. Każdy mięsień na swoim miejscu- gdyby trzeba byłoby się uczyć z niego anatomii zdobyłabyś chyba Nobla i nagle wiedziała, że biceps jest na ręku, skośny na brzuchu a krawiecki na nodze ( Hooola! To on nie występuje tylko u pań, które są zawodowo przemęczone szyciem sukienek?!). Do tego ta jego opalenizna jak gdyby wczoraj wrócił z gorących tropików. Dokładamy elegancko ułożone upierzenie górne i te błyszczące ciało, niczym po walce w kisielu. No tak i szejker z jakimś wspaniale motywującym hasłem typu „newer giw ap” albo lepiej „ bi jor ołn king” w kolorze Twojej ulubionej letniej sukienki. Umarłaś i przepadłaś więc stoisz z szeroko otwartymi ustami tak szeroko jakbyś zobaczyła Boga i już masz padać na kolanach i odmawiać dziękczynne modlitwy, że mimo wszystkich Twoich grzechów św. Piotr się nad Tobą zlitował i otworzył ci bramy do nieba aż tu nagle czar pryska. Adonis ćwiczy, to prawda, bo skądś mięśnie brać musi, ale jedyne czego szuka na siłowni to, wybacz mi, nie Ty, ale lustro. Jak lustra nie ma, to nie ma łorkałtu.  Pocieszasz się i stwierdzasz, że jedno zdjęcie z siłowni jeszcze nikomu nie zaszkodziło ale ( i tu już jest wewnętrzny głęboki szloch, bo przecież nie zmażesz swojego starannie wymuskanego mejkapu) zdjęcie jest jedno, drugie, trzecie, czwarte i przy pięćdziesiątym kończysz liczyć, bo stwierdzasz, że nawet nie posiadasz w domu albumu, w którym mogłabyś te jego zdjęcia kolekcjonować. Ale uff, spokojnie, na pewno Instagram Cię w domu nie rozczaruje, znajdziesz chociaż jedno z nich  ( Pytasz jak? Nie masz go w znajomych? Wdech, wydech, relaks. Będzie miał tyle lajków, ile Ty pewnie nie uzbierałabyś w ciągu swoich siedmiu żyć- prędzej czy później wyświetli Ci się w polecanych).
Całe szczęście potem uświadamiasz sobie, że szukasz faceta a nie kolejnej koleżanki. Uff.

LOST IN PARADISE
Like a virgin
Touched for a very first time
(nanana)

Każdy ma swój pierwszy raz. Na siłowni.  Ja wiem. Ja rozumiem, też miałam ( było to milion lat temu ale jednak !)

Wchodzi. Ostrożnie. Drżącymi rękami wyjmuje swoją kartę na siłownię i ledwo odpowiada na pytanie czy przypadkiem nie chciałby kupić wody na trening. Tak, to już. Czas zacząć być pięknym i umięśnionym i zamienić te 50 kg w piękne, ciężkie, stalowe ciało, które będzie rozpalać miliony. Wdech i wydech. Idzie do szatni ( po jakiejś  pół godziny szukania, ale przecież nie może pokazać, że nie wie, gdzie ona jest mimo, że pani w recepcji ma jak byk napisane, że wcześniej to jego noga tego progu nie przekroczyła). Jest! Udało się, dotarł! Szybko zmienia swoje ciuchy codzienne na prawilne, wytarte prawie w kroku dresiwo, bo to przecież siłownia ani wybieg mody damsko-męskiej. Po wejściu na sale doznaje olśnienia, bo wygląda jak ubogi krewny ale dobra, jest zajebistym luzakiem i takie rzeczy to on bierze na klatę. Krzywy uśmiech tu, krzywy uśmiech tam. Zbiłoby się piąteczke, ale tutaj nie jest panem świata i nie ma z kim. Plan treningowy ma nie do końca obczajony ale  w nowych technologiach jest biegły więc ma go w telefonie, żeby siary nie było, że nie wie jak ma ćwiczyć. Zaczyna. Nie, nie, nie, nie od ciężaru, który rzeczywiście jest w stanie podnieść ale taki, który powaliłby nawet Siłownianego Konia. Wie, że coś robi źle, bo powoli wysiada mu wszystko, ale nie zapyta o żadną technikę, bo po co? Naczytał się tyle na KFD czy SFD, że mógłby z treningu siłowego robić doktorat więc on to sobie głowy zawracać nie będzie.  Więc udaje, że wie, co robi, a mięśnie to drżą mu od beta alaniny ( której wziął całą buteleczkę a nie pół jak kazali, bo kto jest k***a dzikiem?!) ewentualnie, przy silniejszych wiatrach od braku magnezu, bo UPS na pewno zapomniał wziąć supli przed koksownią.
Kiedy wraca na siłownię? Kiedy zrozumie, że wystarczy zapytać a na pewno ktoś mu pomoże odnaleźć się na siłowni. Tylko zapytać.  
SIŁOWNIANY KOŃ
Budzi respekt. Szczególnie wymiarami swojego ciała, jego ubiciem i miną. On wie, że ma tu władzę. Każdy kąt jest jego, wszystko ma obczajone na szósteczkę, w każdym miejscu był, na każde przysłowiowo splunął a na każdej maszynie czy sztandze pozostawił po sobie hektolitry potu.  200 kg w martwym ciągu? Co to dla niego! Tyle, to on bierze na rozgrzewkę.
On się nie patyczkuje, dokładnie wie, co ma robić, kiedy robić, ile robić. Nie rozgląda się, nie przechadza (chyba, że weźmie za mocną przedtreningówkę- wtedy chodzi jak szalony), od czasu do czasu zamieni z kimś słowo, ale tylko pomiędzy seriami, żeby nie daj boże nie wydłużyć czasu przerwy. Skupiony i zdeterminowany, Król siłowni i swojego wielgachnego ciała. Na pierwszy rzut oka budzi w Tobie grozę, bo nie szczerzy się bez sensu, nie ucina sobie dwugodzinnych pogawędek czyt.  bez zbędnego ‘p*********”. W czasie treningu robi to, co powinno się robić czyli ćwiczy.  Oczywiście, nie ma lekko, nie obędzie się bez popijania zamiast wody, kolorowego roztworu w plastikowej butelce a po treningu cały zakład drobiarski i złoto Chin znajdą się w jego pudełkach. Szkoda tylko, że przez telefon sam nie porozmawia, bo rozciągać się nie chciało a teraz asystent od podtrzymywania srajfona czy innego ajfona się musi nadwyrężać, żeby jaśnie pan mógł jakąś rozmowę odbyć. 

LUZAK
To chyba najbardziej ‘bezpieczny’ rodzaj naszego faceta na siłowni. Przychodzi, nie stroi się w szatni, nie naoliwia swojego błogiego ciała ( bo rzadko je ma albo nie przywiązuje do niego zbyt dużej wagi). Ćwiczy tak, żeby potrenowane było, ale nie przetrenowane. Wie jak ma nie robić przysiadu, bo nie chce uszkodzić stawów i Achillesów ale nie chucha na siebie i nie dmucha. Na siłowni pogada z Tobą,pośmieje się, czasem nawet będzie zasypywał żarcikami,  bo przecież mu się nigdzie nie spieszy, posprawdza sobie esemeski ale w sumie to Pan wie po co przyszedł. Nie jest na siłowni 24/7, ale cztery razy w tygodniu musi być. Czasem dla pompy, czasem dla rozrywki , ale ważne, że jest. Nie jest mu straszne piwko po treningu z kolegami, więc nie robi ogólnie szoł. Jest, bo lubi. Nie ma szału, zbędnych emocji. Jest.

OBSERWATOR
Wchodzisz i już go czujesz. Nie mówię tu o zapachu unoszącego się w większości siłowni potowego odoru ale o jego wzroku. Niby używa tych wszystkich maszyn, niby coś tam podnosi, ale ciągle czujesz jak wodzi za Tobą wzrokiem. A nie daj boże żebyś zaczęła robić dość niespotykane mu ćwiczenia ( czytaj, zaczynasz skakać jak głupia- znaczy no, tak się większości wydaje) to wtedy już na pewno nie da ci spokoju. Ty krok w przód, on krok w przód, ty krok w tył – on za Tobą. Jakby Ci się znudziło możesz się z owym Panem pobawić- serdecznie polecam zabawę pod tytułem: „Złap jego wzrok”. Jeśli  wygrasz , ja ci serdecznie pogratuluję, bo przechytrzyć mistrza to nie lada wyzwanie.


Po co to piszę? Bo wiele kobiet ma problem z tym, żeby pójść na siłownię i spokojnie, bez większych kompleksów poćwiczyć.
NIE, nie napisałam tego, żeby panów ośmieszyć. ( No, dobra, bez hipokryzji, niektórych. )
NIE, to nie jest jakaś feministyczna zemsta.
TAK, napisałam to, żeby odrobinę pokazać, że oni też są ludźmi.
TAK, uważam, że każdy z nich, gdyby tylko jakakolwiek Pani potrzebowała pomocy, w jakimś stopniu, w zależności od możliwości i umiejętności, udzieliłby z chęcią pomocy.


Także miłe babeczki, że tak wam powiem’ nie bójcie żaby’! Zasuwać, nie krępować się i tyłki pakować ! 

P.S. Jakbyście nie zauważyli- lato idzie , u know what I mean, yup? :D