poniedziałek, 25 lipca 2016

Wymówki są dla tchórzy

Jak czegoś  nie chcesz to znajdziesz powód, jak ci na czymś bardzo zależy to znajdziesz sposób. Proste i znane, nie?
Weźmy od razu najprostszą sytuację żeby to sobie lepiej uzmysłowić a przykładów nie trzeba szukać daleko. Podoba ci się fajny facet/ laska. To jeśli bardzo ci na niej/ nim zależy to zdążysz tak sobie zaplanować dzień, przełożysz najważniejsze zadania , albo zrobisz je szybciej, zobaczysz, że można  niektóre rzeczy robić pięć razy krócej a niektóre z nich mogą poczekać ( i nie mówię tutaj o rezygnowaniu ze swoich pasji i zainteresowań, ani mi się waż !) żeby tylko się z nim/ z nią zobaczyć. Działa to też w drugą stronę. Jak Ci nie zależy i zainteresowanie tą drugą osobą jest równe zero, nie mówiąc już nawet, że sięga wartości ujemnych, to gwarantuje Ci, że nagle tramwaje przestaną jeździć, twoja głowa bez powodu zacznie boleć, odezwie się do Ciebie dawno niewidziana ciotka a ty jako osoba pełna kultury nie jesteś w stanie odmówić jej wizyty czy nagle twój pies zesrał się na środku pokoju i ty pełen miłości będziesz musiał poświęcić czas na wysprzątanie mieszkania.  Oczywiście, powiedzmy sobie prawdę, to się nie dzieje, ale ta druga osoba nie musi wcale o tym wiedzieć.
Właśnie o to chodzi. O to jak szybko potrafimy się przestawić na tryb mobilizacji, gdy widzimy jakiś cel i coś co jest dla nas ultraważne i o to jak szybko potrafimy wymyślać sobie wymówki, żeby tylko wymigać się od tego, czego nie chcemy. Z różnych powodów.
Dokładnie to samo zjawisko możemy zauważyć jeżeli chodzi o rozpoczęcie aktywności fizycznej. Już nawet nie będę mówić o siłowni. O jakiejkolwiek aktywności fizycznej.  Chociaż siłownia może posłużyć za przykład, bo jak wiadomo chodzenie tam stało się modą narodową, co z jednej strony bardzo raduje moje młode, póki co, serce, ale także czasem przeraża jeśli widzę, że jedyną przesłanką, dla której są tam tłumy jest możliwość zrobienia sobie zajebistego selfie, w zajebistym ubranku, po wysmarowaniu połowy butelki oliwki, co by było widać, że się umachał człowiek i mógł napisać #sweat #glow.

Wracając do meritum, liczba wymówek jakie słyszałam od osób, którym proponowałam pójście ze mną na siłownię/ pobieganie / pomachanie rękami i nogami, myślę, że w setkach się nie zamyka. 


Najczęściej jednak słyszę :
  1.  Nie mam czasu.

Codziennie dostajesz 24 godziny, co daje dokładnie 1440 minuty, a to z kolei daje jeszcze więcej sekund. Wiem, że słyszałeś to wszystko, że to tylko od ciebie zależy, co z nimi zrobisz. Ale stop, na chwile się zatrzymaj i o tym pomyśl. Zawsze zastanawiasz się jak robią to ci wszyscy ludzie, którzy biegają na siłownię, potem sobie gotują a od oglądania fit matek włosy stają ci dęba ( ja też je podziwiam, one nie pracują na jeden czy dwa etaty, ale na trzy a czasem cztery*). Ja ci powiem jak. Oni wydzielają sobie czas na siebie i tylko siebie.  Dają sobie godzinę do dwóch dziennie gdzie wyłączają swoje życie poza własnym sobą i skupieniem właśnie na tym człowieku, który jest tak samo ważny jak inni czyli TY. I nie, nie jest to egoistyczne podejście tylko  dbanie o siebie. Nie dla kogoś, dla siebie. Chociaż, jeśli ma ci pomóc i zmotywować to, że te wszystkie ćwiczenia mogą poprawić twoje dupsko i będziesz się bardziej podobać swojemu partnerowi czy partnerce to ja Cię nie zatrzymuje. Każdy ma swoją motywację.  A ja Ci do tego dodam, że jeśli tego bardzo będziesz chciała, to uwierz mi, przewrócisz świat do góry nogami, dziecko dasz pod opiekę przyjaciółce, która ślini się na jego widok, obiad może ugotować mąż/partner a ty zostaniesz królową prasowania w kategorii prędkość **.Polecam spróbować tylko najpierw…..

2              Nie mam motywacji
W tych czasach o motywację naprawdę nie jest trudno. Wystarczy odwiedzić kilka fanpejdżów na fejsie, gdzie trenerzy pokazują swoje półnagie ciała, które aż błyszczą i  walą po oczach mięśniami. Serio, mogłabym mieć najgorszy dzień świata a wystarczy pięć minut takiego patrzenia na te zdjęcia i dostaję takiego powera, że wszystko kopsające przedtreningówki mogą się schować a gdyby zrobili jakieś   z tą motywacją znajdującą się wtedy w mojej krwi, to możecie mi wierzyć, siedziałabym już dawno z wypiętym, opalonym na czekoladowo tyłkiem i popijała martini obrzucając się dolarami (hm, tak się mówiło chyba kiedyś, obrzućcie mnie funtem, albo miliardem). To też na Ciebie nie działa? Inni motywują sią drugą osobą (patrz punkt 4), bo razem jest raźniej, to jedna rzecz. Druga rzecz jest taka, że człowiek ma w sobie wolę konkurowania, więc jeśli zobaczysz, że twój treningowy partner przyspiesza w biegu, to daje sobie rękę uciąć, że będziesz chciał go prześcignąć albo co najmniej twoje tempo hasania będzie takie jak jego. Nie wierzysz? Spróbuj.
 Motywację dają też  efekty i to jest chyba najmocniejszy kop w tyłek. Bo jak przejść obojętnie wobec tego, że twój tyłek się podniósł, ramiona nie przypominają flaków, a brzuch, może nie jest brzuchem modelek VS ale cóż, zarys mięśni jakiś na nim widać? Nie da się. Im częściej przeglądasz się w lustrze  i widzisz efekty tym chętniej zasuwasz, bo
a)      wiesz, dlaczego stało się tak , jak się stało
b)      za cholerę nie pozwolisz, żeby to się zmarnowało ***
c)      zauważasz, że jeżeli jesteś bardziej zadowolony/a się z siebie to tym bardziej jesteś zadowolony z innych ludzi
Czy to jest jeszcze za mało motywacji?
Kiedy już jesteś wyjątkowo zmotywowany i już niby znalazłeś tę nieszczęsną godzinę spokoju dla siebie to pozostaje jeszcze jedna nurtująca Cię rzecz, która jest twoją wymówką

3.                        To będzie bolało.
Zawsze jak komuś zadaję pytanie czy mam go okłamywać czy mówić prawdę, to on zawsze wybierze prawdę jakakolwiek by nie była, bo kłamstwo się źle kojarzy. Wtedy najczęściej słyszy to, czego usłyszeć by nie chciał, bo z jednej strony wie czego się potem spodziewać, a z drugiej- prawda boli.
Tak samo jak ćwiczenia na siłowni. Jak twój tyłek. Twoje ręce. Twoje nogi. I cała reszta Twojego całego bożego ciała nie tylko podczas wysiłku fizycznego. Dzień po nim. Dwa dni po nim. Czasem nawet tydzień.
I nie chce nawet słyszeć, że ludzie chodzący na siłownię to masochiści lubiący ból, bo jeżeli tak mówisz, to znaczy, że albo nigdy tam nie byłeś ani nie doświadczyłeś tak wspaniałego uczucia jak uczucie ’po’. Nie będzie tu o endrofinach, które się wydzielają, chociaż to prawda, ale o endorfinach mówią wszyscy i jest teraz słowem tak powszechnie używanym jak ‘kurwa’ kiedy powiesz, że jesteś z Polski przebywając za granicą.
Aktywność fizyczna boli, to fakt, ale jest też czymś co na końcu daje satysfakcję.. Tutaj radzę sobie przypomnieć jakieś ciężkie zadanie do wykonania w Twoim życiu, kiedy się męczyłeś, rzucałeś je w cholerę, wracałeś ponownie, rzucałeś bluzgami i tak bez końca. Teraz przypomnij sobie kiedy zadanie ukończyłeś a do tego pewnie Cię za nie nagrodzono.  Najlepsze uczucie świata? Tutaj jest   d-o-k-ł-a-d-n-i-e tak samo. Nic nie ma za darmo i nic się nie zrobi bez wysiłku ,tylko nie należy się poddawać już na samym początku kiedy nie wychodzi, kiedy boli i wziąć sobie do siebie słowa mojej mamy, która czesząc mi włosy w dzieciństwie mówiła " Chcesz być piękna to cierp". Dodam, że włosy mi się niemiłosiernie kołtuniły i co do tej całej piękności to nie mam pewności ale włosy mam niezłe, fakt. Gwarantuję, że prędzej czy później, zostaniesz nagrodzony, jak nie cudownym ciałem (bo wracając z siłowni zeżarłeś litrowe opakowanie lodów) to chociaż większą radością z życia, znalezieniem wspólnego tematu do rozmów ze znajomymi czy chociażby poczuciem przynależności do grupy fit ( możesz jeść chipsy oglądając laseczki czy facetów z sześciopakiem komentując jednocześnie, że dwie godziny siłowni machania sztangą masz za sobą, pozwalam, to twoje życie).
4.                                 Nie mam z kim ćwiczyć
Kiedy zaczynałam chodzić na siłownię miałam lat 16. Nie chodziłam z nikim,tylko sama, a z jakiego powodu to może kiedyś to wyjawię. Może to moje bycie jedynaczką to powodowało ale taka samodzielna jazda nie przeszkadzała mi w ogóle. Zapytasz czemu. Miałam święty spokój, mogłam robić to, co chciałam i nikt mi niczego nie nakazywał. Za nikim nie musiałam gonić ani przystosowywać się do czyjegoś tempa. Potem trochę zostało to zmienione, ale nadal jednak doceniam treningi  w samotności. No, jeśli można nazwać treningiem w samotności fakt, że otacza cię zwykle średnio 30 osób razem z tobą wylewających poty. Ale wiesz o czym mówię.
Kiedy jednak słyszę taką właśnie wymówkę, od razu pada : „ Jestem ja. Masz mnie”. Wtedy już trochę mają w gaciach, bo nie spodziewali się tak szybkiej reakcji  a pokój się zamyka i ucieczki nie ma. Wtedy próbują wykorzystać wymówki, takie jak powyżej.
Jeżeli jednak nie ja, to gwarantuję Ci, że masz z kim pobiegać, poskakać i poprzenosić żelastwo.
Zapytaj kumpla, zadzwoń do siostry,brata,  koleżanki albo do mamy czy taty. Jestem pewna, że sprawi im to ogromną radość, że oni też się będą mogli trochę ruszyć a przy okazji, tyczy się do wszystkich wymienionych wcześniej osób, spędzicie razem trochę czasu. Od czego są przerwy w seriach jak nie od gadania?! A niektórym razem raźniej, a na pewno już na początku, kiedy się wszystko zaczyna.

Poza tym, w świecie z internetem znajdziesz mnóstwo ludzi, którzy poszukują partnera treningowego. Wpisz sobie w google.



Wymówki są dla słabych, dla tchórzy, którzy żyją w swojej bezpiecznej strefie komfortu. Możesz powiedzieć ‘nie’ ale najpierw spróbuj zamiast wymyślać tysiące powodów, których uwierz mi, nikt nie chce słuchać i po tym, jak powiesz mu chociaż jeden to machnie na ciebie ręką, czy co tam będzie miał pod tą ręką i pójdzie zrobić to sam.


*praca, to jeden, dziecko to drugi, zadbanie o dom to trzeci a dopiero potem tyranie na siłowni to czwarty, jesteś pod wrażeniem?
** specjalnie użyłam formy żeńskiej, bo co jak, co moje drogie Panie, ale w wymówkach wygrywamy. Wiem z doświadczenia, nie tylko po Was.
***albo odpuszczasz ale o tym kiedy indziej


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz