poniedziałek, 25 lipca 2016

Wymówki są dla tchórzy

Jak czegoś  nie chcesz to znajdziesz powód, jak ci na czymś bardzo zależy to znajdziesz sposób. Proste i znane, nie?
Weźmy od razu najprostszą sytuację żeby to sobie lepiej uzmysłowić a przykładów nie trzeba szukać daleko. Podoba ci się fajny facet/ laska. To jeśli bardzo ci na niej/ nim zależy to zdążysz tak sobie zaplanować dzień, przełożysz najważniejsze zadania , albo zrobisz je szybciej, zobaczysz, że można  niektóre rzeczy robić pięć razy krócej a niektóre z nich mogą poczekać ( i nie mówię tutaj o rezygnowaniu ze swoich pasji i zainteresowań, ani mi się waż !) żeby tylko się z nim/ z nią zobaczyć. Działa to też w drugą stronę. Jak Ci nie zależy i zainteresowanie tą drugą osobą jest równe zero, nie mówiąc już nawet, że sięga wartości ujemnych, to gwarantuje Ci, że nagle tramwaje przestaną jeździć, twoja głowa bez powodu zacznie boleć, odezwie się do Ciebie dawno niewidziana ciotka a ty jako osoba pełna kultury nie jesteś w stanie odmówić jej wizyty czy nagle twój pies zesrał się na środku pokoju i ty pełen miłości będziesz musiał poświęcić czas na wysprzątanie mieszkania.  Oczywiście, powiedzmy sobie prawdę, to się nie dzieje, ale ta druga osoba nie musi wcale o tym wiedzieć.
Właśnie o to chodzi. O to jak szybko potrafimy się przestawić na tryb mobilizacji, gdy widzimy jakiś cel i coś co jest dla nas ultraważne i o to jak szybko potrafimy wymyślać sobie wymówki, żeby tylko wymigać się od tego, czego nie chcemy. Z różnych powodów.
Dokładnie to samo zjawisko możemy zauważyć jeżeli chodzi o rozpoczęcie aktywności fizycznej. Już nawet nie będę mówić o siłowni. O jakiejkolwiek aktywności fizycznej.  Chociaż siłownia może posłużyć za przykład, bo jak wiadomo chodzenie tam stało się modą narodową, co z jednej strony bardzo raduje moje młode, póki co, serce, ale także czasem przeraża jeśli widzę, że jedyną przesłanką, dla której są tam tłumy jest możliwość zrobienia sobie zajebistego selfie, w zajebistym ubranku, po wysmarowaniu połowy butelki oliwki, co by było widać, że się umachał człowiek i mógł napisać #sweat #glow.

Wracając do meritum, liczba wymówek jakie słyszałam od osób, którym proponowałam pójście ze mną na siłownię/ pobieganie / pomachanie rękami i nogami, myślę, że w setkach się nie zamyka. 


Najczęściej jednak słyszę :
  1.  Nie mam czasu.

Codziennie dostajesz 24 godziny, co daje dokładnie 1440 minuty, a to z kolei daje jeszcze więcej sekund. Wiem, że słyszałeś to wszystko, że to tylko od ciebie zależy, co z nimi zrobisz. Ale stop, na chwile się zatrzymaj i o tym pomyśl. Zawsze zastanawiasz się jak robią to ci wszyscy ludzie, którzy biegają na siłownię, potem sobie gotują a od oglądania fit matek włosy stają ci dęba ( ja też je podziwiam, one nie pracują na jeden czy dwa etaty, ale na trzy a czasem cztery*). Ja ci powiem jak. Oni wydzielają sobie czas na siebie i tylko siebie.  Dają sobie godzinę do dwóch dziennie gdzie wyłączają swoje życie poza własnym sobą i skupieniem właśnie na tym człowieku, który jest tak samo ważny jak inni czyli TY. I nie, nie jest to egoistyczne podejście tylko  dbanie o siebie. Nie dla kogoś, dla siebie. Chociaż, jeśli ma ci pomóc i zmotywować to, że te wszystkie ćwiczenia mogą poprawić twoje dupsko i będziesz się bardziej podobać swojemu partnerowi czy partnerce to ja Cię nie zatrzymuje. Każdy ma swoją motywację.  A ja Ci do tego dodam, że jeśli tego bardzo będziesz chciała, to uwierz mi, przewrócisz świat do góry nogami, dziecko dasz pod opiekę przyjaciółce, która ślini się na jego widok, obiad może ugotować mąż/partner a ty zostaniesz królową prasowania w kategorii prędkość **.Polecam spróbować tylko najpierw…..

2              Nie mam motywacji
W tych czasach o motywację naprawdę nie jest trudno. Wystarczy odwiedzić kilka fanpejdżów na fejsie, gdzie trenerzy pokazują swoje półnagie ciała, które aż błyszczą i  walą po oczach mięśniami. Serio, mogłabym mieć najgorszy dzień świata a wystarczy pięć minut takiego patrzenia na te zdjęcia i dostaję takiego powera, że wszystko kopsające przedtreningówki mogą się schować a gdyby zrobili jakieś   z tą motywacją znajdującą się wtedy w mojej krwi, to możecie mi wierzyć, siedziałabym już dawno z wypiętym, opalonym na czekoladowo tyłkiem i popijała martini obrzucając się dolarami (hm, tak się mówiło chyba kiedyś, obrzućcie mnie funtem, albo miliardem). To też na Ciebie nie działa? Inni motywują sią drugą osobą (patrz punkt 4), bo razem jest raźniej, to jedna rzecz. Druga rzecz jest taka, że człowiek ma w sobie wolę konkurowania, więc jeśli zobaczysz, że twój treningowy partner przyspiesza w biegu, to daje sobie rękę uciąć, że będziesz chciał go prześcignąć albo co najmniej twoje tempo hasania będzie takie jak jego. Nie wierzysz? Spróbuj.
 Motywację dają też  efekty i to jest chyba najmocniejszy kop w tyłek. Bo jak przejść obojętnie wobec tego, że twój tyłek się podniósł, ramiona nie przypominają flaków, a brzuch, może nie jest brzuchem modelek VS ale cóż, zarys mięśni jakiś na nim widać? Nie da się. Im częściej przeglądasz się w lustrze  i widzisz efekty tym chętniej zasuwasz, bo
a)      wiesz, dlaczego stało się tak , jak się stało
b)      za cholerę nie pozwolisz, żeby to się zmarnowało ***
c)      zauważasz, że jeżeli jesteś bardziej zadowolony/a się z siebie to tym bardziej jesteś zadowolony z innych ludzi
Czy to jest jeszcze za mało motywacji?
Kiedy już jesteś wyjątkowo zmotywowany i już niby znalazłeś tę nieszczęsną godzinę spokoju dla siebie to pozostaje jeszcze jedna nurtująca Cię rzecz, która jest twoją wymówką

3.                        To będzie bolało.
Zawsze jak komuś zadaję pytanie czy mam go okłamywać czy mówić prawdę, to on zawsze wybierze prawdę jakakolwiek by nie była, bo kłamstwo się źle kojarzy. Wtedy najczęściej słyszy to, czego usłyszeć by nie chciał, bo z jednej strony wie czego się potem spodziewać, a z drugiej- prawda boli.
Tak samo jak ćwiczenia na siłowni. Jak twój tyłek. Twoje ręce. Twoje nogi. I cała reszta Twojego całego bożego ciała nie tylko podczas wysiłku fizycznego. Dzień po nim. Dwa dni po nim. Czasem nawet tydzień.
I nie chce nawet słyszeć, że ludzie chodzący na siłownię to masochiści lubiący ból, bo jeżeli tak mówisz, to znaczy, że albo nigdy tam nie byłeś ani nie doświadczyłeś tak wspaniałego uczucia jak uczucie ’po’. Nie będzie tu o endrofinach, które się wydzielają, chociaż to prawda, ale o endorfinach mówią wszyscy i jest teraz słowem tak powszechnie używanym jak ‘kurwa’ kiedy powiesz, że jesteś z Polski przebywając za granicą.
Aktywność fizyczna boli, to fakt, ale jest też czymś co na końcu daje satysfakcję.. Tutaj radzę sobie przypomnieć jakieś ciężkie zadanie do wykonania w Twoim życiu, kiedy się męczyłeś, rzucałeś je w cholerę, wracałeś ponownie, rzucałeś bluzgami i tak bez końca. Teraz przypomnij sobie kiedy zadanie ukończyłeś a do tego pewnie Cię za nie nagrodzono.  Najlepsze uczucie świata? Tutaj jest   d-o-k-ł-a-d-n-i-e tak samo. Nic nie ma za darmo i nic się nie zrobi bez wysiłku ,tylko nie należy się poddawać już na samym początku kiedy nie wychodzi, kiedy boli i wziąć sobie do siebie słowa mojej mamy, która czesząc mi włosy w dzieciństwie mówiła " Chcesz być piękna to cierp". Dodam, że włosy mi się niemiłosiernie kołtuniły i co do tej całej piękności to nie mam pewności ale włosy mam niezłe, fakt. Gwarantuję, że prędzej czy później, zostaniesz nagrodzony, jak nie cudownym ciałem (bo wracając z siłowni zeżarłeś litrowe opakowanie lodów) to chociaż większą radością z życia, znalezieniem wspólnego tematu do rozmów ze znajomymi czy chociażby poczuciem przynależności do grupy fit ( możesz jeść chipsy oglądając laseczki czy facetów z sześciopakiem komentując jednocześnie, że dwie godziny siłowni machania sztangą masz za sobą, pozwalam, to twoje życie).
4.                                 Nie mam z kim ćwiczyć
Kiedy zaczynałam chodzić na siłownię miałam lat 16. Nie chodziłam z nikim,tylko sama, a z jakiego powodu to może kiedyś to wyjawię. Może to moje bycie jedynaczką to powodowało ale taka samodzielna jazda nie przeszkadzała mi w ogóle. Zapytasz czemu. Miałam święty spokój, mogłam robić to, co chciałam i nikt mi niczego nie nakazywał. Za nikim nie musiałam gonić ani przystosowywać się do czyjegoś tempa. Potem trochę zostało to zmienione, ale nadal jednak doceniam treningi  w samotności. No, jeśli można nazwać treningiem w samotności fakt, że otacza cię zwykle średnio 30 osób razem z tobą wylewających poty. Ale wiesz o czym mówię.
Kiedy jednak słyszę taką właśnie wymówkę, od razu pada : „ Jestem ja. Masz mnie”. Wtedy już trochę mają w gaciach, bo nie spodziewali się tak szybkiej reakcji  a pokój się zamyka i ucieczki nie ma. Wtedy próbują wykorzystać wymówki, takie jak powyżej.
Jeżeli jednak nie ja, to gwarantuję Ci, że masz z kim pobiegać, poskakać i poprzenosić żelastwo.
Zapytaj kumpla, zadzwoń do siostry,brata,  koleżanki albo do mamy czy taty. Jestem pewna, że sprawi im to ogromną radość, że oni też się będą mogli trochę ruszyć a przy okazji, tyczy się do wszystkich wymienionych wcześniej osób, spędzicie razem trochę czasu. Od czego są przerwy w seriach jak nie od gadania?! A niektórym razem raźniej, a na pewno już na początku, kiedy się wszystko zaczyna.

Poza tym, w świecie z internetem znajdziesz mnóstwo ludzi, którzy poszukują partnera treningowego. Wpisz sobie w google.



Wymówki są dla słabych, dla tchórzy, którzy żyją w swojej bezpiecznej strefie komfortu. Możesz powiedzieć ‘nie’ ale najpierw spróbuj zamiast wymyślać tysiące powodów, których uwierz mi, nikt nie chce słuchać i po tym, jak powiesz mu chociaż jeden to machnie na ciebie ręką, czy co tam będzie miał pod tą ręką i pójdzie zrobić to sam.


*praca, to jeden, dziecko to drugi, zadbanie o dom to trzeci a dopiero potem tyranie na siłowni to czwarty, jesteś pod wrażeniem?
** specjalnie użyłam formy żeńskiej, bo co jak, co moje drogie Panie, ale w wymówkach wygrywamy. Wiem z doświadczenia, nie tylko po Was.
***albo odpuszczasz ale o tym kiedy indziej


poniedziałek, 4 lipca 2016

Wstyd jest dziki, wstyd jest zły, wstyd ma bardzo ostre kły

Let’s talk about shame baby, let’s talk about u and me.



Tak, tłumaczymy i już wiemy. Będzie o tym, co robi każdy z nas, a każdy z nas się wstydzi.
Wstydzimy się wszystkiego. Tego, że jesteśmy za brzydcy, że hajsu za mało i nam brakuje do pierwszego, a jak już mamy to też się tego wstydzimy. Że nasza praca nie jest dobra a potem, że odnosimy sukcesy a inni nie. Że mamy po 70. a nadal myślimy o seksie, że jesteśmy polaczkami z małego miasteczka, że jesteśmy niepełnosprawni, że inni są lepsi od nas i tego, że inni są gorsi. Że jesteśmy Polakami, bo dzięki politykom mamy jedną wielką siarę żenady za granicą.  Że* za mało czasu poświęcamy bliskim a tym samym za dużo sobie i  bla , bla,bla. Newerending story.
Ale wiecie, co jest najśmieszniejsze? Że wstydzimy się nawet tego, że się wstydzimy. 
Jezu Chryste a nasz panie.

I nie wyciągam tego wszystkiego z tyłka, bo statystyk to ja sobie sama nie wymyślam i nie tworzę niewiadomo jakich opowieści. Większość mówi o tym, że powodem naszego zażenowania jest głównie utrata pracy, czy inne, że tak to nazwę, przyziemne rzeczy. Ale teraz chwila zadumy, dla wszystkich ziomeczków, którzy przypomną sobie swoje rozdziewiczenie siłowniane- nie wstydziliście się tego, że żyjecie, przestępując jej próg ?  Spoko, ci co nie chodzą i  są świętymi dziewicami- mam nadzieję, że długo nimi nie pozostaniecie. Czytać też możecie. Mądry Polak przed szkodą.

Coś wam powiem. Nie uwierzę, że was to ominęło. Przynajmniej jakiś maleńki kawałek waszego ciała musiał TO poczuć nie ma innej opcji. Chyba, że jesteście z typu ‘wyżej sra niż tyłek ma’ ewentualnie hop do przodu. No dobra, niech będzie, jest jeszcze opcja trzy. Po prostu tak macie, jesteście odlotowi i pewni siebie. 
Zazdroszczę &kłaniam się. Martyna W.

Tak więc WSTYD jest częścią tego, co powoduje, że z obawami wybieramy się na siłownię a co za tym idzie najczęściej- nie lądujemy na niej w ogóle. 

Oczywiście, tych wszystkich wstydliwych problemów jest od groma i jeszcze trochę. Ale po kolei.

Pierwsze, czego się obawiamy na siłowni to to, że ćwiczyć nie umiemy. Temat był już wałkowany przy okazji innych moich wywodów, ale powtórzyć nie zaszkodzi. Ogólnie króluje myśl w Twojej głowie ‘ z czym do ludzi’. Nie pójdziesz przecież koksować, jak Ty sprzętu siłownianego na oczy nie widziałeś i bardzo jest możliwe, że będzie wyglądać to w skrócie jak na dole, a ty będziesz nagle jedną, wielką stonogą a te nogi będą we wszystkich kierunkach świata.

Ale wdech i wydech, wszystko jest dla ludzi. Dasz radę , jak nie sam to z tym zakrzyczanym przeze mnie trenerem. Najgorszy, nie? Zdarza się gorszy, zdarza się lepszy, o tym też już było tu http://dietetycznie-sarkastycznie.blogspot.com/2016/06/a-czy-ty-juz-zrobies-swoje-cardio-po.html ale trust me, jak nie ten to następny.
 Nie istnieje jedna siłownia na świecie, a co więcej- gwarantuję, że żadna siłownia nie ma tylko jednego trenera. So, head up, go on, ktoś Ci pomoże i nie będzie tak źle a z dwa miesiące to Ty będziesz komuś pokazywał jak TO się robi i nosił swoją niewdzialną koronę Gym Mastera ew. szarfę Fit Queen. Co kto lubi.

Problem 2. Największy chyba pod słońcem. POT.

Niestety moi mili, wiem, że teraz dla niektórych odkryje Amerykę ponownie ( pozdro Kolumb, są spory, że to jednak nie Ty ale tak samo ja też tego nie odkryłam więc  tak czy siak jestem Twoją następczynią) ale LUDZIE się pocą i co więcej, śmierdzą. Jest to taki sam fakt, jak to, że kobiety robią coś więcej niż siku, mimo, że każda z nas jest księżniczką ( nie słucham sprzeciwu!). Pot jak pot. Nie jest to sprawa obca w kręgach siłowni,bo już dawno powstały hasła mówiące, że „lepiej wyglądać jak spocona świnia na treningu niż jak piękna świnia na plaży” (autorstwa nie mojego, a szkoda) lub po prostu babeczki mówią, że to nie pot tylko naturalny glow. Jest to oswojenie tego zjawiska w taki sposób, żeby laseczki dały sobie trochę spokoju z tym niepokojem i wyluzowały, bo to jest zupełnie normalne i  jak najbardziej leży w naturze człowieka. Takie zaprzyjaźnienie się z tematem. Ludzie się pocą, powtarzam. Niektórzy więcej, niektórzy mniej, ale się pocą i uwierzcie mi, nikt nie będzie na siłowni stał i wytykał palcami kogoś tylko dlatego, że ma mniej lub bardziej mokrą koszulkę. No ludzie. Chyba, że ten ktoś nie widział antyperspirantu na oczy. Albo nie używa ręcznika i trzeba potem na ten jego pot dupę sadzać. Nie róbcie tego, jeżeli nie jesteście masochistami i sami się nie  prosicie o śmierć i pogardę. 
Problem 3.
Naprawdę, ale to naprawdę powiadam wam. Nie jesteście pępkiem świata i może nie dam sobie za to ręki uciąć ale  nikt na was nie zwróci uwagi jak wejdziecie na siłownię  w tym dzikim, jak niczym na mszy świętej, tłumie. Najczęściej właściwie może Was drażnić to, że nikt uwagi na was NIE zwróci, bo jest zbyt zajęty sobą ( u know what I mean) albo jest zbyt skupiony na tym, żeby zrobić dobrze swój trening. Co więcej- nie będzie miał siły obrobić Ci tyłka otwierając paszczę, a jak będzie, to znaczy, że za mało koksuje. To tyle z tzw. Plebsu siłownianiego czyli ćwiczących. Są jeszcze trenerzy, ale jak wiadomo, odsyłam do linka wyżej. Spoksik, oni też nie będą Cię obgadywać i plotkować na Twój temat ale podejdą i będą chcieli pomóc  w razie potrzeby, bo taka jest ich praca, a jak ci się nie podoba to mówisz ‘elo’ i dalej robisz swoje. Tylko błagam, bądź pewny, że tak jest naprawdę, bo kręgosłup masz jeden a nie ma sklepów, gdzie go kupisz. A  nawet gdyby był, to mnie nie stać na sponsoringi.
No i ostatnie.
Proszę zapamiętać- siłownia to nie jest wybieg mody i nie spotkasz tam swoich ulubionych projektantów czy faszjonistek w odstrojnych klimatach, a jeśli już, to też czasem mają mokre plamy na bluzkach. Nie potrzebujesz nosić tam dresiwa zaprojektowanego przez duet dwóch panów, a trzeba mi wierzyć, widziałam takie akcje na własne oczy. Wiadomo, dziury w portach odpadają, ale jeśli jest schludnie, czysto, wygodnie i na temat to wystarczy moim zdaniem. Jak masz ochotę, to może być kolorowo, długo, krótko, jak sobie tylko chcesz. Nie musi być drogo więc daj sobie spokój, bo kredyt jeszcze zdążysz wziąć- na siłownię Cię wpuszczą bez tych zgrabnych ciuszków a domu bez hajsu  nie wybudujesz. Z tym na lajcie.  Aha! Jeżeli  jesteś panem i wpadniesz na pomysł noszenia legginsów z imitacją swoich mięśni na nogach to licz się jednak z tym, że, no cóż, zatrzymasz na chwilę świat wszystkich dookoła i będzie cię dotyczył problem 3. Tylko wtedy Ciebie już nie dotyczy wstyd w tym temacie, bo ty nie masz wstydu zupełnie.

Jest już trochę lepiej na duszy ? Chciałabym naprawdę, żeby tak było, bo te rzeczy siedzą tylko w naszej głowie i są stworzone i wyolbrzymione przez nas samych. A co jest najśmieszniejsze? Że co druga osoba na siłowni męczy się przynajmniej z jednym z tych czterech problemów tylko tego nie pokazuje.
Skąd to wiem?
Jestem ta co druga.

*uczyli mnie, że zdania nie zaczyna się od 'ale' i ' więc', nie wiem jak jest z ' że', sorry Panie Miodek

wtorek, 7 czerwca 2016

A czy ty już zrobiłeś swoje cardio po treningu ?

Na początek dzikim strzałem pytanie retoryczne : Czy masz swojego ulubionego trenera na siłowni?
Dlaczego retoryczne?  Bo na sto procent go masz, bez względu do tego czy się nim chwalisz czy mu się żalisz, czy już w ogóle o nim zapominasz, ale jest.
Nieważne czy poświęca ci tam trzy godziny czy swoje bezcenne ( just kiddin’ ) trzy sekundy, to jednak w głębi serca zazwyczaj prawie się nie zesrasz żeby cię zauważył.  Jednak istnieją jednak jeszcze na tym świecie osoby, które zazwyczaj trenerów na siłowni omijają szerokim łukiem, nie ze względów na to, że się nie lubią nawzajem tylko po prostu lubią  wejść, przypierdzielić i wyjść. To ja.
Dane mi to nie było ostatnio w mieście Warszawa, w siłowni X, o godzinie Y w przypadku pana Z. I tak już przyjmijmy, będę to wszystko nazywać- pierwszy raz pozwolę sobie nie nazywać rzeczy po imieniu.
Odzwyczaiłam się, że trenerzy w miejscu X zwracają na kogoś większą uwagę jeśli im się trochę dupy nie potruje, nie kręci ewentualnie dupą lub nie jest ich dobrym znajomym. No, albo ktoś radzi sobie tak tragicznie, że nawet oni znajdują w sobie resztki sił i postanawiają jednak zaatakować, żeby nie było, że za darmo pracują. Do rzeczy. Było tak do wczoraj, kiedy postanowiłam sobie machnąć tyłek i jedyne co mnie ograniczało to czas, więc mój rytułał siłowniany , wspomniany wcześniej musiał przybrać jeszcze większy wymiar i jednak byłam zmuszona swoją szanowną dupę streszczać.
Zaznaczam JESZCZE RAZ, czasu to ja za wiele nie miałam, ogólnie wszystko robione miało być tak jakby mi sekundy uciekały przed wybuchnięciem bomby i musiałabym uratować całą ludzkość.
Od przystąpienia progu, już w recepcji, zostałam profesjonalnie zlustrowana przez pana trenera i obdarzona uśmiechem szerokim niczym najszerszy grzbietu.  Mówię sobie, spoksik, lubię jak ludzie popylają i wykonują swoją robotę z bananem. Humor jakieś + 100 do całego dnia. Dobra, jestem gotowa na trening. Cardio 1, lustracja przez pana Y 2, przejście, lustracja 3, uśmiech 3, siłowy, lustracja 4, uśmiech 4, cardio 2, lustracja milion, uśmiech milion.
Tak to w skrócie wyglądało, ale para z ust nie poszła. Mówię, dobra, nie jest dzisiaj ‘mięśnie twarzy day’ więc co mi szkodzi jak sobie poćwiczę swój uśmiech z Hollywood.
Ale BANG. Stretching.  Kiedy właśnie najpiękniej jak tylko umiałam robiłam skłon w staniu do kolana szanowny pan za mną. Nie wiem w sumie czy mu się widok podobał, bo moje cztery litery jeszcze nie są tak rozwinięte, ale cóż, sam sobie wybrał.
I pada pytanie dnia:
A czy ty zrobiłaś już swoje cardio po treningu siłowym ?
Przypominam , minuty na zegarku uciekają, wszystko jest ASAP i ostatnie, na co miałam akurat ochotę to na pierdzielenie o Szopenie. Dorzucam do tego, że lustrował mnie wcześniej przez całe półtorej godziny więc widział wszystko jak na swojej dłoni.
- Taak, zawsze robię cardio przed siłowym. Cardio, siłowy, cardio. Czasowo to max 10 minut, siłowy, 20 minut cardio.
- Mhmm. Do maratonu się przygotowujesz?  ( tutaj już moje dziwne spojrzenie  było grane, co ma wspólnego cardio po treningu siłowym z maratonem? Jak ktoś wie, niech mnie oświeci)
- Nie, no, w sumie to nie, no, wiesz, no, kiedyś może, ale teraz, to, no, wiesz, no, nie ( bąkałam jak tylko mogłam)
- Bo wiesz, ja to sialala, maratony pięć razy, bla bla bla, wspaniałe uczucie, bla, bla, i wiesz, ja biegam ciągle w maratonach,  ogólnie, bla bla bla bla ( never ending  story). A tak w ogóle to nie powinnaś robić długo cardio przed siłowym, bo to ci niepotrzebne do maratonu. I w ogóle to ja teraz jestem na redukcji, od trzech tygodni i już nie mam siły.. (…)

K**** WHAT?


Ale wdech, wydech.
 Myślę sobie i myśli zostały potwierdzone, że świeży był i się jeszcze nie znaliśmy. Na razie stoi niżej niż jego ego i to ono wszystkim kieruje. Niech się chłopak wykaże. Inni panowie wiedzą, kiedy mi się śpieszy i mi w paradę nie wchodzą. Ok, mogę wybaczyć.

Ale po co w ogóle to pisze? Bo ja nie wspomniałam ani razu o tym, że marzę o tym całym maratonie. Chociaż tak, marzę i wiem jakie są naprawdę super. Aaa, i moje cardio przed siłowym nie jest dłuższe niż powinno, bo dziesięć minut jest lajtowe, a pięć nie potrafię, bo lubię być miss mokrego podkoszulka jak ćwiczę (nie pytajcie :p). Chodzi mi głównie o to, że trenerzy są po to , żeby doradzać. Wskazywać jakąś drogę, ale wtedy kiedy ktoś tego chce i jest to POTRZEBNE. Czasami nie potrzebuję wiedzieć tyle o czyimś życiu, to nie jest do mnie podobne, wiem, ale tylko czasami. Rozumiem, że ktoś chce się ze mną podzielić swoimi przemyśleniami z siłowi czy tym, że redukcja mu lasuje mózg, ale mam też czasem prawo ochoty takiej nie mieć.  Szanuję ich pracę z całego, naprawdę całego serca, kiedy się do niej przykładają, bo jak nie, to w obczajaniu dobrego towaru na siłowni albo siedzeniu na fejsie jestem równie dobra, żeby nawet nie powiedzieć, lepsza. Z ręką na sercu. I mi za to nie płacą. Jeszcze.
Wspaniale jest, kiedy trenerzy widzą błędy i chcą pomóc i je naprawić , ale to też jest kwestia tego, w jaki sposób to zrobią, a niestety, nie wszyscy posiadają ten boski dar nie przerażenia swojego klienta i nie zdeptania go tak, że raz, z podłogi się zebrać nie może , po jego pożal się Boże poradach a dwa, że od siłowni będzie stronił jak diabeł od święconej wody. Halo, halo, więc na czym będą ów trenerzy wtedy zarabiać i płacić  rachunki za internet w telefoniku?
Wszyscy jesteśmy egoistami i fajnie czasami zostać połechtanym spojrzeniem trenera, nawet porozumiewawczym ale gwarantującym poczucie bezpieczeństwa i zapewnieniem, że sztanga ci na łeb nie spadnie, ale stnieje coś takiego jak mowa ciała. Od razu widać, że ktoś ma z czymś problemy, kręci się po siłowni jak gówno w przeręblu za przeproszeniem ( pomijam kolegów po geranium, pozdro 600 <3) ALBO PO PROSTU  ma ochotę pogadać. Nie trzeba więc zaczepiać wszystkich, tylko dlatego, że nuda przyszła a do tego na  facjacie ćwiczącego siłacza mimika krzyczy z daleka "STOP”.  Trust me.

I tym optymistycznym akcentem chyba, wypadałoby pozdrowić wszystkich trenerów, którzy jednak jakoś swoją pracę wykonują. A są tacy, bo ich znam i cenię z całego serca.   Nie, nie pozdrawiam siebie, bo ja nie praktykuję, w ogóle. Ja się tylko wymądrzam i wylewam żale. :D

czwartek, 28 kwietnia 2016

Kiedy się bardzo chce a się jakoś nie może






Piękny dzień. Leniwe słońce budzi Cię wpadając przez okno. Wstajesz i mówisz sama do siebie „ To mój dzień, jest świetnie. Kto jest do cholery panią tego świata?!". Idziesz powolnym, ślamazarnym krokiem do kuchni, gdzie oczami wyobraźni już widzisz swoją ulubioną jajeczniczkę na kilogramach masła. Do tego trochę boczku i bochen chleba na zagrychę, co by lepiej wchodziło.Najlepiej świeżutki, jeszcze gorący, a swoje biedne kichy masz w dupie. Już masz się oddać śniadaniowe, codziennej przyjemności i U P S. 
Mijasz lustro. Początkowo tylko zerkasz, ale zaraz , zaraz ! Cofasz się i przepadłaś.
 Nie, nie mylisz się. 
Wdech, wydech. 
Gorąco, zimno.

To naprawdę ty.

Nie, nie, nie !

Zamykasz oczy ( „Jezu Chryste, to tylko zły sen, błagam, zły sen).

Jedno oko, drugie oko też już otwarte.

Tak, to ty. Tu za dużo, tu za mało. Ale raczej z przewagą tego pierwszego. To jednak ty. Miało być tak pięknie. W styczniu obiecywałaś, że będziesz wspaniała. Że Elka z bloku dalej będzie zbierała swoje zęby z chodnika kiedy tylko Cię zobaczy, a facetów będziesz miała tylu, że nie będziesz pamiętała nawet ich imion. Miało być pięknie, szczupło, smukło, delikatnie, fit. Nazywaj to jak chcesz- tak nie jest.
Dla pogorszenia swojego już rozregulowanego całkowicie poczucia zadowolenia patrzysz na kalendarz. Prawie maj. Wakacje. Kostiumy. Sukieneczki.
 Płakać czy się śmiać?
 Here we are ! Czas zacząć psychologiczną zabawę z samym sobą.
Zabawa jest dziecinnie prosta. Ma pięć punkcików przez które zaraz będziesz podróżować. Wiesz, co jest w niej najciekawsze? Że czasami sam sobie nie zdajesz sprawy, że w nią grasz. No, powiedzmy. Twój mózg ma fun pierwszego stopnia.


ETAP PIERWSZY: ZAPRZECZENIE

"Przecież muszę jeść. Jak nie będę dostarczała tyle kalorii mojemu organizmowi, to na pewno umrę. Mój mózg musi mieć węglowodany i to koniecznie, na Boga, te proste i słodkie. Poza tym,  udowodniono naukowo, że Snickers to najzdrowszy baton. NA PEWNO, CZYTAŁAM W INERNECIE. Czekolada to sam magnez, a orzechy to NNKT ! Wszyscy cicho, ja wiem lepiej. Poza tym, jeszcze nie jestem aż tak gruba żeby tak to przeżywać. Są grubsi ode mnie! Wszystko jest dobrze, wdech, wydech.  Jest dobrze, nie ma się co stresować. Ufff."


Żeby to było takie proste, to wygranych w tej grze byłoby na pęczki.


ETAP DRUGI: GNIEW

Wrrrr. Grrrr. Arrrrrgh.
"To nie moja wina, że mój organizm tego wszystkiego potrzebuje. Jezu ! Nienawidzę wszystkich sklepów, szczególnie tych z jedzeniem. ( W tym momencie walisz już prawie głową w ścianę, bez żadnych obaw, że zaraz przyjdzie sąsiad albo wyrzucą Cię z mieszkania).  Czy to ja każę być otwartym tym wszystkich fast-foodom akurat wtedy, kiedy wracam z pracy i ssie mnie jakbym miała tasiemca w stopniu zaawansowanym? NIE! A te wystawy w cukierniach, różowiutkie, pachnące? TO NIE JA KAŻĘ IM MNIE WODZIĆ NA POKUSZENIE!"


Rozwaliłaś ściany, wylałaś ilość łez dorównującą ilości wody w Bałtyku a jak wiadomo razem ze łzami zazwyczaj wypływają złe emocje więc powoli wyglądasz jak baranek w koszyku wielkanocnym.Jesteś już prawie tak samo potulna. Co więcej,  jesteś też jak on z cukru to zaczynasz się topić i zaczynasz kolejny etap zabawy.

ETAP TRZECI: NEGOCJACJE

No dobra. Niech będzie. Możesz zrezygnować ze słodyczy, białej mąki, mleka, glutenu, laktozy, warzyw strączkowych, węglowodanów, cukru białego, ciemnego, mięsa (..) ( ta lista zaczyna być tak długa, że okazuje się, że nawet wody pić nie będziesz. Rozważyłaś już nawet dietę wacikową, ale przypomniałaś sobie, że wodą nasączyć trzeba więc rezygnujesz).  To jeszcze nie koniec. Siłownia, najlepiej 5 razy dziennie, do tego basen, joga, karate i jeszcze pobiegać po dzielni zdążysz. Rozbawiłaś mnie do łez. Jestem ciekawa  kiedy. Ale obiecujesz, zarzekasz się na Boga, że tak właśnie będzie, no dobra. Jak tak ma być, to ja się sprzeczać nie będę. Pokaż mi.

Zapał był, zapał znikł.

ETAP CZWARTY: DEPRESJA

Dochodzisz do wniosku, że jesteś zakłamaną hipokrytką i wszystkich dookoła da się oszukać, ale samej siebie nie potrafisz. Przecież nie zrobisz tego z dnia na dzień a po jednej wizycie na siłowni nie będziesz wymuskaną panną z zarysowanymi delikatnie mięśniami. Zapał tak jak szybko przyszedł tak szybko też odszedł. Chowasz głęboko swoje przygotowane do działania dresiwo i pieniądze, które już miałaś przeznaczać na karnet w miejscu będącym we wcześniejszym założeniu twoim domem. Nawet nie drugim- pierwszym. Teraz najlepiej zrobi ci czekolada z chipsami i leżenie pod kołdrą, bo już się zmęczyłaś- samym planowaniem swojego nowego życia. CZY MA KTOŚ WINO DO TEGO?!
Już finiszujemy. Ostatni etap, ostatnie tchnienie.


 ETAP PIĄTY: AKCPETACJA

Że o czym to Ty mówiłaś? Że co masz za grube? Nogi, brzuch, ręce? A gdzie tam, wszystko jest na swoim miejscu. Tu się zakryje, tu się odsłoni, żeby odciągnąć uwagę. Poza tym, czy Tyw ogóle będziesz chodzić w stroju kąpielowym? Przecież nikt Cię nie wygoni z plaży jeśli założysz równie seksowny worek na ziemniaki i będziesz raczyć się piwkiem. W ogóle o czym my mówimy. Lata  nie będzie. Nie będzie słońca i upałów ( Będą !). Będzie zimno, deszczowo a przy lepszych wiatrach jeszcze śnieg spadnie i będzie  można puchówkę założyć więc nic widać nie będzie. Nic nie musisz robić, jesteś piękna i niczego zmieniać nie trzeba. Co to w ogóle były za szalone pomysły ?! Aaa! I najważniejsze! Dzieci w Afryce głodują więc dam Ci lepiej słoik majonezu do tego!

Tak to zazwyczaj wygląda. Nie jest to przedstawione po to, by kogoś zniechęcić do zmiany swojego życia, lepszego odżywania czy zwiększenia ( albo rozpoczęcia) aktywności fizycznej. Jest to bardziej po to, żeby nie wariować, nie robić wszystkiego na raz i przede wszystkim – nie panikować. Lato prędzej czy później przyjdzie ale raczej prędzej sobie pójdzie i nie należy przeżywać katuszy tylko dlatego, że nie będziecie się komfortowo czuć w stroju kąpielowym.  (w góry pojedziecie, tam się nie paraduje w bikini)
Jak w każdej grze, można wygrać albo przegrać. Najlepszą wygraną jest chyba przezwyciężenie ostatniego punktu i rozpoczęcia wprowadzania zmian .Chyba, że nie było to naprawdę konieczne tylko coś sobie ubzdurałaś ale dzięki niebiosom zrozumiałaś, że nie masz na co narzekać. Tak myślę ja.
Ale jeśli nie zdążyłyście- zdążycie na za rok.  A jeśli zdążyłyście już teraz, to pokazywać, co macie najlepsze i shine bright like a diamond ! J

*pisałam głównie do Babeczek, sorry Panowie, proszę wybaczyć. Ja wiem,że wy też macie te swoje dramaty, ale u was pięć punktów jak na moje zamienia się w dwa : patrz punkt 2 i punkt 5. No, przynajmniej u większości was.

** Już się nie mogę doczekać. Gorąco, upał. Wszyscy się do siebie lepią i na Ciebie gapią. Dzięki Bogu, że jest gdzie kocyk rozłożyć. Jak ktoś ma jeszcze siłę rozpychu to i parawanik się zmieści. 

sobota, 23 kwietnia 2016

Gdzie Ci mężczyźni, prawdziwi tacy?

Od samego początku. Tak, był rok przerwy.
To tylko ze względu na to, że około albo i ponad 365 dni biłam się z myślami czy moje wypociny na ten temat powinny ujrzeć światło dzienne, bo wszyscy wiemy ( tak, tak! Nie tylko panie) jak urazić dumę naszej grupy z tapety. Tej, która zawiera w sobie zarówno siłę fizyczną, ale także, chociaż jest głęboko skrywana i nie daj Boże odkryta- dusze romantyka.
TADAAAAM!! Mamy naszych panów. Były babeczki, czas na naszych facetów, mężczyzn, chłopców, adonisów, ciach, przystojniaków ! Poznajcie ich, gorrrrrrące top 5  wszystkich siłowni !



ADONIS
Och. Ach. Ech. Jeszcze raz och.
To jest to , co przechodzi Ci przez myśl jak GO zobaczysz. Każdy mięsień na swoim miejscu- gdyby trzeba byłoby się uczyć z niego anatomii zdobyłabyś chyba Nobla i nagle wiedziała, że biceps jest na ręku, skośny na brzuchu a krawiecki na nodze ( Hooola! To on nie występuje tylko u pań, które są zawodowo przemęczone szyciem sukienek?!). Do tego ta jego opalenizna jak gdyby wczoraj wrócił z gorących tropików. Dokładamy elegancko ułożone upierzenie górne i te błyszczące ciało, niczym po walce w kisielu. No tak i szejker z jakimś wspaniale motywującym hasłem typu „newer giw ap” albo lepiej „ bi jor ołn king” w kolorze Twojej ulubionej letniej sukienki. Umarłaś i przepadłaś więc stoisz z szeroko otwartymi ustami tak szeroko jakbyś zobaczyła Boga i już masz padać na kolanach i odmawiać dziękczynne modlitwy, że mimo wszystkich Twoich grzechów św. Piotr się nad Tobą zlitował i otworzył ci bramy do nieba aż tu nagle czar pryska. Adonis ćwiczy, to prawda, bo skądś mięśnie brać musi, ale jedyne czego szuka na siłowni to, wybacz mi, nie Ty, ale lustro. Jak lustra nie ma, to nie ma łorkałtu.  Pocieszasz się i stwierdzasz, że jedno zdjęcie z siłowni jeszcze nikomu nie zaszkodziło ale ( i tu już jest wewnętrzny głęboki szloch, bo przecież nie zmażesz swojego starannie wymuskanego mejkapu) zdjęcie jest jedno, drugie, trzecie, czwarte i przy pięćdziesiątym kończysz liczyć, bo stwierdzasz, że nawet nie posiadasz w domu albumu, w którym mogłabyś te jego zdjęcia kolekcjonować. Ale uff, spokojnie, na pewno Instagram Cię w domu nie rozczaruje, znajdziesz chociaż jedno z nich  ( Pytasz jak? Nie masz go w znajomych? Wdech, wydech, relaks. Będzie miał tyle lajków, ile Ty pewnie nie uzbierałabyś w ciągu swoich siedmiu żyć- prędzej czy później wyświetli Ci się w polecanych).
Całe szczęście potem uświadamiasz sobie, że szukasz faceta a nie kolejnej koleżanki. Uff.

LOST IN PARADISE
Like a virgin
Touched for a very first time
(nanana)

Każdy ma swój pierwszy raz. Na siłowni.  Ja wiem. Ja rozumiem, też miałam ( było to milion lat temu ale jednak !)

Wchodzi. Ostrożnie. Drżącymi rękami wyjmuje swoją kartę na siłownię i ledwo odpowiada na pytanie czy przypadkiem nie chciałby kupić wody na trening. Tak, to już. Czas zacząć być pięknym i umięśnionym i zamienić te 50 kg w piękne, ciężkie, stalowe ciało, które będzie rozpalać miliony. Wdech i wydech. Idzie do szatni ( po jakiejś  pół godziny szukania, ale przecież nie może pokazać, że nie wie, gdzie ona jest mimo, że pani w recepcji ma jak byk napisane, że wcześniej to jego noga tego progu nie przekroczyła). Jest! Udało się, dotarł! Szybko zmienia swoje ciuchy codzienne na prawilne, wytarte prawie w kroku dresiwo, bo to przecież siłownia ani wybieg mody damsko-męskiej. Po wejściu na sale doznaje olśnienia, bo wygląda jak ubogi krewny ale dobra, jest zajebistym luzakiem i takie rzeczy to on bierze na klatę. Krzywy uśmiech tu, krzywy uśmiech tam. Zbiłoby się piąteczke, ale tutaj nie jest panem świata i nie ma z kim. Plan treningowy ma nie do końca obczajony ale  w nowych technologiach jest biegły więc ma go w telefonie, żeby siary nie było, że nie wie jak ma ćwiczyć. Zaczyna. Nie, nie, nie, nie od ciężaru, który rzeczywiście jest w stanie podnieść ale taki, który powaliłby nawet Siłownianego Konia. Wie, że coś robi źle, bo powoli wysiada mu wszystko, ale nie zapyta o żadną technikę, bo po co? Naczytał się tyle na KFD czy SFD, że mógłby z treningu siłowego robić doktorat więc on to sobie głowy zawracać nie będzie.  Więc udaje, że wie, co robi, a mięśnie to drżą mu od beta alaniny ( której wziął całą buteleczkę a nie pół jak kazali, bo kto jest k***a dzikiem?!) ewentualnie, przy silniejszych wiatrach od braku magnezu, bo UPS na pewno zapomniał wziąć supli przed koksownią.
Kiedy wraca na siłownię? Kiedy zrozumie, że wystarczy zapytać a na pewno ktoś mu pomoże odnaleźć się na siłowni. Tylko zapytać.  
SIŁOWNIANY KOŃ
Budzi respekt. Szczególnie wymiarami swojego ciała, jego ubiciem i miną. On wie, że ma tu władzę. Każdy kąt jest jego, wszystko ma obczajone na szósteczkę, w każdym miejscu był, na każde przysłowiowo splunął a na każdej maszynie czy sztandze pozostawił po sobie hektolitry potu.  200 kg w martwym ciągu? Co to dla niego! Tyle, to on bierze na rozgrzewkę.
On się nie patyczkuje, dokładnie wie, co ma robić, kiedy robić, ile robić. Nie rozgląda się, nie przechadza (chyba, że weźmie za mocną przedtreningówkę- wtedy chodzi jak szalony), od czasu do czasu zamieni z kimś słowo, ale tylko pomiędzy seriami, żeby nie daj boże nie wydłużyć czasu przerwy. Skupiony i zdeterminowany, Król siłowni i swojego wielgachnego ciała. Na pierwszy rzut oka budzi w Tobie grozę, bo nie szczerzy się bez sensu, nie ucina sobie dwugodzinnych pogawędek czyt.  bez zbędnego ‘p*********”. W czasie treningu robi to, co powinno się robić czyli ćwiczy.  Oczywiście, nie ma lekko, nie obędzie się bez popijania zamiast wody, kolorowego roztworu w plastikowej butelce a po treningu cały zakład drobiarski i złoto Chin znajdą się w jego pudełkach. Szkoda tylko, że przez telefon sam nie porozmawia, bo rozciągać się nie chciało a teraz asystent od podtrzymywania srajfona czy innego ajfona się musi nadwyrężać, żeby jaśnie pan mógł jakąś rozmowę odbyć. 

LUZAK
To chyba najbardziej ‘bezpieczny’ rodzaj naszego faceta na siłowni. Przychodzi, nie stroi się w szatni, nie naoliwia swojego błogiego ciała ( bo rzadko je ma albo nie przywiązuje do niego zbyt dużej wagi). Ćwiczy tak, żeby potrenowane było, ale nie przetrenowane. Wie jak ma nie robić przysiadu, bo nie chce uszkodzić stawów i Achillesów ale nie chucha na siebie i nie dmucha. Na siłowni pogada z Tobą,pośmieje się, czasem nawet będzie zasypywał żarcikami,  bo przecież mu się nigdzie nie spieszy, posprawdza sobie esemeski ale w sumie to Pan wie po co przyszedł. Nie jest na siłowni 24/7, ale cztery razy w tygodniu musi być. Czasem dla pompy, czasem dla rozrywki , ale ważne, że jest. Nie jest mu straszne piwko po treningu z kolegami, więc nie robi ogólnie szoł. Jest, bo lubi. Nie ma szału, zbędnych emocji. Jest.

OBSERWATOR
Wchodzisz i już go czujesz. Nie mówię tu o zapachu unoszącego się w większości siłowni potowego odoru ale o jego wzroku. Niby używa tych wszystkich maszyn, niby coś tam podnosi, ale ciągle czujesz jak wodzi za Tobą wzrokiem. A nie daj boże żebyś zaczęła robić dość niespotykane mu ćwiczenia ( czytaj, zaczynasz skakać jak głupia- znaczy no, tak się większości wydaje) to wtedy już na pewno nie da ci spokoju. Ty krok w przód, on krok w przód, ty krok w tył – on za Tobą. Jakby Ci się znudziło możesz się z owym Panem pobawić- serdecznie polecam zabawę pod tytułem: „Złap jego wzrok”. Jeśli  wygrasz , ja ci serdecznie pogratuluję, bo przechytrzyć mistrza to nie lada wyzwanie.


Po co to piszę? Bo wiele kobiet ma problem z tym, żeby pójść na siłownię i spokojnie, bez większych kompleksów poćwiczyć.
NIE, nie napisałam tego, żeby panów ośmieszyć. ( No, dobra, bez hipokryzji, niektórych. )
NIE, to nie jest jakaś feministyczna zemsta.
TAK, napisałam to, żeby odrobinę pokazać, że oni też są ludźmi.
TAK, uważam, że każdy z nich, gdyby tylko jakakolwiek Pani potrzebowała pomocy, w jakimś stopniu, w zależności od możliwości i umiejętności, udzieliłby z chęcią pomocy.


Także miłe babeczki, że tak wam powiem’ nie bójcie żaby’! Zasuwać, nie krępować się i tyłki pakować ! 

P.S. Jakbyście nie zauważyli- lato idzie , u know what I mean, yup? :D

niedziela, 24 maja 2015

Kobiety pistolety !

Najpierw widzicie je całe. Piękne. Długonogie i krótkonogie.Grubsze i szczuplejsze. Z włosami długimi, niczym jak u Syreny lub te charakterne z fryzurą krótką ( przecież to jasne jak słońce, nie dość, że ta fryzura nadaje niebagatelnego wyglądu to ma w sobie ten pazur, chyba wszyscy przyznają mi teraz rację?!). Niektóre z nich mają cerę delikatną i alabastrową, zaś te inne bardziej opaloną, muśniętą niedawnym słońcem ( albo światłem solarium, co kto lubi) i wygląda tak pięknie, że oczami wyobraźni już jesteś w "Słonecznym Patrolu" i wychodzisz z Dejwidem Haselhofem z Ołszanu ( czyt.oceanu, żeby potem nie było!). Niektóre mają jeszcze piegi, które każdej potrafią dodać tego niewinnego wyglądu.
Wszystkie są piękne, ale nie wszystkie o tym wiedzą albo nie chcą przyjąć tego do wiadomości. Każda inna, wyjątkowa i tak naprawdę idealna oraz jedyna w swoim rodzaju.
Każda z nich jest żoną, córką, kochanką czy matką i na pewno stara się jak najlepiej wypaść w swojej roli i prawdopodobnie każda jedna jest przez kogoś kochana i jest dla kogoś największym autorytetem na świecie ( MAMO!💜).
Drodzy moi, bez owijania w bawełnę. Proszę powstać i aplauzować. Bo dziś na tapecie są one , a raczej MY
*fanfary!*
                                                                     


                                                                            KOBIETY



Są kobiety w wydaniu 'fit'.
Są kobiety w wydaniu 'mejkapfaszjonistek'.
Są kobiety w wydaniu 'matka Polka ćwicząca'.
Są kobiety pistolety czyli w wydaniu 'strong'.


To tylko niewiele rodzajów pań, które można spotkać na siłowni ( aa, to o tym dzisiaj będzie. Tak,to o tym) i myślę, że moja lista mimo, iż wciąż będzie się powiększać o nowe typy to jednak te zostaną moimi ulubionymi. O sprawy jedzeniowe też zahaczymy. Spokojnie.
Do dzieła!
PRZYPADEK 1
WYDANIE:  FIT GIRL

Jak je?
W jej torebce znajdziesz wszystkie pudełka świata. Od razu trzeba wspomnieć - pudełka te nie skrywają w sobie biżuterii, kosmetyków i innych typowo babskich gadżetów. Pudełka, drodzy państwo, to ona ma na jedzenie. Jedno na śniadanie. Drugie od śniadania kolejnego. Z trzeciego je obiad. Z czwartego raczy się podwieczorkiem a z piątego zje sobie kolacje ( to co , że powinna być już o tej porze w domu! A jak coś jej wypadnie i będzie musiała zjeść coś 'niefit' na mieście,  a ona nie ma informacji o tym ' how is made'?! Kto to słyszał?!). Do tego całodniowego cateringu należy dołożyć, ze trzy pudełka przekąskowe. W pudełkach spodziewać się można wyłącznie warzyw ( tego tłumaczyć nie będę), pokrojonych w słupki i paski ( wygoda jedzenia i wygląd przede wszystkim, poza tym hasztagi na instagramie i fejm, chyba wszystko wiadome) i najprawdopodobniej wyłącznie w formie surowej ( gdzie gotować?! A straty witamin?! Mikro i makroelementy?! Nie ma mowy, żadnej wody o temperaturze wyższej niż ta z kranu!). Wafle ryżowe też są- bo mało kalorii i nie tuczą ( uwaga! Jak się zje całe opakowanie na raz to jest szansa przybrania, szczególnie na dodatnim bilansie, no soreczki panie!)


Jak ćwiczy?

"Fitki" to takie trochę Tygryski z "Kubusia Puchatka". Bo skaczą i wskakują na stepy. Wymachują nogami i rękami. Tutaj jedną nogę przełożą, drugą zaplotą, z tym całym misternym skrętem jeszcze zrobią fikołka, założą nogi za głowę, jeszcze trochę poskaczą w górę i w dół( i znowu w górę, do nieskończoności!), porobią burpeesy a do tego z 40 serii brzuszków i jeszcze raz skakanka i wtedy dopiero padną. Ogólnie dziewczyny- tykające i powerbomby w kategorii cardio. Mają tyle energii, że mogłyby obdzielić całe Chiny i dołożyć jeszcze trochę świata do tego, a te Wasze 3-4 km, przy których Wy sapiecie jak słonie w 40-stopniowym upale, pokonują z palcem wiadomo gdzie ( nie będę aż tak wulgarna). Bardzo dobrze, dziewczyny, dawać dalej. Keep going, keep going, dig deeeeper!
( ach, ten Shaun T...)


PRZYKŁAD 2
WYDANIE:  MEJKAP & FLIRT VICTIM

Jak je?
A czy ktoś widział kiedyś, żeby coś jadła? ….. * głucha cisza*
Jak na moje to ewentualnie babeczkę o smaku pudru koniecznie Lancome, do tego polewę z fluidu marki innej drogiej jak jasna cholera i zagryzie lakierem do paznokci za miliony dolarów.ogólnie to dieta nieprzekraczająca kalorii 1000,bo sie przecież roztyje i jej najlepsze ciuchy marki dwóch panów, ktorych litery nazwisk prawie rozpoczynaja alfabet nie wejdą na jej dupsko. 
Ech, jak żyć panie prezydencie?! ( debat teżmam dość, niech to się skończy!). 
Przebojem w lodówce są produkty light i fit z wartoscia odzwycza i kaloryczna równą zero. Jedno wielkie i okrągłe zero. Nic dodać, nic ująć victim of siłownia.

Jak ćwiczy?
A jak ona nie cwiczy? Mistrzyni nicnierobienia a zarazem wyginania ciała , najlepiej w rytm techno łupny z siłownianych głośników. Ulubione cwiczenia? Rozciąganie i wywijanie dzikich pląsów przed pierwszym lepszym trenerem personalnym. Tu sie wygnie,tu zrobi koci grzbiet, tu wypnie cztery litery, odrzuci do tyłu długi i zadbany włos ( Jaga Hupało byłaby zadowolona ) i jest zadowolona,bo przecież jest na siłowni i ĆWICZY, wytrwale, tak, podrywy, zarywy i pokładanie się na macie w dzikich pląsach. 
Proszę,koniec tego wywodu.

PRZYKŁAD 3
WYDANIE: MATKA POLKA ĆWICZĄCA

Jak je?
Matka polka ćwicząca to trochę taki większy odkurzacz. Większy,bo dziecko zazwyczaj jest mniejszym ( wszyscy chyba widzieli jak zjada coś z dywanu). Matka Polka je wszystko, dosłownie. Przecież trzeba zjeść po tym małym stworzeniu,bo zmarnować się nie może! ( niezależnie oid wieku dziecka oczywiście). Więc je na zmianę jajecznice z bananem, potem kotleta i zapije mlekiem, do tego ziemniaczki pire ( bo z obiadu zostało, a przecież odsmażone na maśle idealne na kolację, do tego  maslaneczka i danie jak ta lala.) Czasami jeszcze wpadną jakieś batoniki, ciasteczka i te wszystkie cuda z cukrem na poziomie high i w końcu przychodzi zima i ściąga swoją puchową kurtkę i się okazuje bez nich wygląda tak samo, co równa się temu, że w domu jest lament roku, odechciewa wam się być matką i ogólnie to świat jest najgorszy.
Ale teraz już wiadomo, skąd te, przypuśćmy 8 kg na plusie, rajt?


Jak ćwiczy?
Ohoho, żeby Matka Polka mogła pójść na siłownię to potrzeba sztabu ludzi. W skład sztabu wchodzi matka, babcia, ciotka, wujek, siostry i do tego mąż plus reszta familii nawet jeżeli wcześniej ich nie znała, bo przecież ktoś musi się zająć najmłodszym potomkiem( jeśli Matka Polka ma starszego, wtedy zaczynają się przekupstwa, żeby stał się na chwilę babysitter i miał do tego oczy dookoła głowy). 
Dobra, w końcu jest! Udało się! Dziecko bezpieczne, można iść! *aplauz i szał dzikich ciał*
Tylko jak iść jak ani stroju na siłownie nie ma, ani kondycji i wszyscy się będą śmiać?!
Wdech i wydech.

Odnajduje trochę siły w sobie, ogląda motywujące zdjęcia pomiędzy pierwszym a drugim karmieniem i leci. Co będzie to będzie, nie ma odwrotu i wymówki. 
Wchodzi. Niepewna i zdenerwowana.
Dobiega ją muzyka (' Jezu, co to za mózgotrzepy, dzieciaka by pobudziło), męskie trenerskie ciała ( ' Ej, ty, uspokój się, masz męża i X dzieci) i w końcu one- koleżanki z szatni, twoja wyrocznia, której się tak boisz ( ' Dam się pokroić, że dzieci to one nie mają, bo wyglądają jak Cindy Crowford w swoich najlepszych czasach). Niezdarnie się przebierasz w stary, rozcilągnięty dres i nagle słyszysz rozmowy o pieluchach, praniu, prasowaniu i czujesz swoje klimaty. Chwile później masz już nowe koleżanki i jesteście umówione na kawę a podczas ćwiczeń miłe panie nie wyśmiewają tylko pomagają i dopingują tak, że masz ochotę fruwać. Ot, czar siłowni i fitnessów. 
I od razu masz więcej siły na czytanie bajek na dobranoc, trafiłam? :)


PRZYKŁAD 4 
WYDANIE: STRONGMENKA

Jak je?
Zgodnie z planem treningowym. Rano owies i owoce, bo tak trzeba, dużo energii i dobrych witamin. Do tego miareczka białka, bo siłownia zaraz. Potem kurczak, ryż i warzywa, bo przecież posiłek potreningowy być musi, ewentualnie jeszcze wcześniej białko przepije. Na obiad już dylemat jest czy ryż do kurczaka zostawić, bo to węgle dodatkowe a już około 17 ale skoro w planach jeszzce aeroby to jest i ryż i warzywa oczywiście. O, może jeszcze łyżka oliwy, żeby nie było. Po treningu znowu mięsko i warzywka, ale już bez węgli, żeby się nie odkładały w postaci body fatu. I jeszcze coś- jeśli myślic, że to ostatni posiłek to jesteście w błędzie, bo został jeszcze posiłek nocny- żeby mięśni nie zeżarło, nie było żadnego katabolizmu itp.itd więc wsuwa królestwo przekąsek w koksowaniu- MASŁO ORZECHOWE (💕). 
Nie dość, że pyszne, to w ten sposób jej  domownicy mają spokój, bo zalepia jej się szczęka na co najmniej 5 minut ( dotyczy gaduł : d). Do tego sobie przepije jakąś leucynę i izoleucynę w trójkącie z waliną i kwas beta-metyloguanidynooctowy i pompa będzie jak ta lala. Poza tym jej kuchnia wygląda trochę  jak laboratorium analityczne ( bo waga do sprawdzenia gramatur ma miejsce honorowe, jakby było conajmniej pomnikiem Matki Boskiej w kościele lub co trzecim polskim domu) a trochę jak apteka, bo chyba te bcaa, kreatynkę, przedtreningówki, gainery  i inne rzeczy `do pakowania` trzeba w jakiejś szafce pomieścić, co?!


Jak ćwiczy?
Wściekle, szalenie, jak facet ( wersja dla ludzi nie w temacie). `Silna babka, wytrwała, tylko pozazdrościć` -słyszy od kolegów, którzy zajmowali się siłownią zanim ty cokolwiek powiedziałeś i ci, którzy mają na tyle pewności siebie jako płeć brzydka, że nie robi im problemu to, że kobieta w kwestii ciężaru potrafi czasem więcej). Bo ona potrafi więcej i jest z tego dumna. Podnosi najmniej 50 kg w martwym ciągu, przysiady robi z ciężarem przynajmniej jak 1, 5 normy jej masy, a pompki robi z taką gracją i lekkością jak Jeniffer Grey w tańcu kiedy seksualnie wirowała z Patrickiem Swayze ( niech Bóg się nim zajmuje jak należy, nawet za tylko za to, jak wyglądał w czasach swojej świetności czyt. w `Dirty Dancing`.)
Kobieta petarda. Z determinacją taką, że mogłaby góry przenosić i siłą ( tutaj również tą psychiczną, sorry Panowie, ale wszelkie badania mądrych ludzi mówią same za siebie, to my jesteśmy tutaj górą, więc opuście, co tam chcecie,  w dół, koniec pokazu).




A ty, którą z tych pań jestes?

środa, 15 kwietnia 2015

Cheat or die

Już widzisz to oczami wyobraźni. Czujesz ten zapach i smak.
Tak, to twoja ukochana pizza z grubą na cztery palce warstwą sera ( 'pal licho te kalorie, to taaaak dużo wapnia), pszennym ciastem na spodzie ( "Boże,mogę zjeść nawet z tym gliniastym pełnoziarnistym, jak Boga kocham!") i bekonem na wierzchu ( "Poszukam takiego w wersji light a jak nie znajdę to tłuszcz wytopię na patelni tak, że jego liczba kalorii będzie nawet ujemna!"). Kolejna myśl- czekoladowa królowa,najlepiej z orzechami (przecież tyle zdrowych tłuszczów) albo w ogóle hit- z nadzieniem truskawkowym ( najlepsza na diecie, owoce to bomba witaminowa przecież i tyle błonnika). A może jednak beza? ( "Samo białko przecież. Dodać tylko odrobinę cukru albo  najlepiej poszukać przepisu ze słodzikiem- pomysł życia!). Chipsy, paluszki, precelki ! ( "Przecież istnieją te wszystkid ich 'fit' rodzaje, to tylko więcej gramów węglowodanów na korzyść obniżonego tłuszczu- żyć nie umierać, ech.)
*



Czy musicie podczas diety zawsze znajdować tyle wymówek, żeby zjeść coś pysznego?
NIE! JA MÓWIĘ STOP!

Już teraz , premierowo ( świeżaki) i dla utrwalenia informacji ( weterani) przed państwem CHEAT MEAL!
Król w diecie, przyszły  władca Twojego serca i umysłu. Bardzo przystojny i wyrozumiały, ideał meżczyzny!
Chcesz poznać tego pana?
LET' S GO!

Czym jest ten  "cheat meal" i na czym polega?
 Ten cały " czitmil" jest stworzeniem, które powinno pojawić się u Was w brzuchu  raz w tygodniu, w czasie jednego posiłku, podczas trwania Waszej kuracji ( podejrzewam, że odchudzającej).
Cała jego moc działania opiera się na mocnych biologicznych filarach , czytaj hormonach (kto miał przyjemność ich nauki- serdecznie pozdrawiam i dziękuję Panu, że to już za mną!). Hormony te,  to głównie leptyna, grelina, insulina oraz hormony tarczycy.
Pan Czit, jeśli zaprosicie go do siebie, zgodnie z ustalonymi zasadami będzie już , jak podejrzewam,towarzyszem na całe życie. Nie tylko odżywi Wasze ciało ( mikro i makroelementy plus energia, żeby kop był), sprawi, że wasz metabolizm zacznie twerkować a potem rozpocznie sprint ale zaspokoi też  wasze ciało ale także duszę i głowę! ( Nie dość, że taki spoko z niego gość to jeszcze taaaaki inteligentny....IDEAŁ?!)
Jego na działanie ma psychikę jest bardzo proste. Zaczyna z nią tak flirtować, że ta na chwilę zapomina, że jest na diecie, relaksuje się i odpręża a także ściąga z niej całe napięcie związane z tym, że cały czas chciała a bała się .( Te kobiety, ech. I tak, wasza psychika też je, jecie głową #strachwoczach).

Czy jest ważne kiedy zjem cheata? Jak powinien wyglądać mój dzień z cheat mealem?

Wbrew pozorom, jest to bardzo ważne. Wasz cziterowy posiłek nie powinien być zarówno pierwszym jak i ostatnim posiłkiem danego dnia ( chcecie rozpoczynać dzień chipsami? No, co kto lubi). W ciągu dnia z planowanym czitem nie należy zarówno zwiększać kaloryczności we wszystkich posiłkach ( nie ma tak dobrze,moi mili, w nazwie jest "meal" , a nie "day"- niech was ręka Boska broni!) jak i jej drastycznie zmniejszać ( głodówki są dla słabych, mało zjecie przed, potem się nawpieprzacie jak dzike świnie *spadek cukru* i będziecie cierpieć, nie polecam).


Czy efekty cheat meala da się zauważyć?
Oho! Oczywiście, że tak! Prawdopodobny przyrost masy gwatantowany! * panowie o niezbyt postawnej sylwetce już poleciel czitować a panie na redukcji właśnie leżą i płaczą w poduszkę, bo tak to już pięknie wyglądało*.
S.P.O.K.Ó.J , tylko to was teraz uratuje.
Prawodopodobny przyrost masy będzie, to się zgadza i od razu uprzedzam. Ale zostawi po sobie ślad 2 może trzy dni, bo to wszystko co istnieje jako wasze nowe kilogramy to tylko woda, spowodowana spożyciem dużej ilości węglowodanów na raz.
Także panowie- sorry, a panie- nakładajcie nową warstwę tuszu na rzęsy i keep going!


Ulżyło Wam trochę, co?! ( zawsze umiałam budować napięcie !)

Co więcej? Wszystko jest wspomniane na górze : metabolizm, psychiczny spokój i możliwość zjedzenia swoich ukochanych przysmaków. Ale zostsł też inne aspekty, o których warto pamiętać.
Uwaga!  Czitmil, tak jak i alkohol ( czytaj : post wcześniej) może rozwijać Wasze życie towarzyskie! Czy jest coś przyjemniejszego niż spędzenie extra czasu z rodziną ( rodzice, jeżeli lubicie Maca, a wasze dziecko drze sie w niebogłosy prosząc o wizytę tam - idźcie i bawcie się dobrze!) czy z przyjaciółmi ( pizza, piwero, kręgle, kino - mmm, fantastisze tajm! Bierę!)?!
Ponadto - moi drodzy , ortodoksyjni dietowicze i sportowcy ( chociaż nalegam, zawsze łączcie obie te dziedziny jak już się za to zabieracie) to jest ten czas! Wiem, że będzie ciężko pogodzić się z tym, że dostajecie przepustkę na zrobienie czegoś złego i może ucierpieć wasza ambicja ale serio- czilujemy i raz w tygodniu cieszymy się życiem!





Czitujcie wszyscy, moi drodzy! Niech czit będzie z wami!


A co jeśli i tak pojawią się wyrzuty sumienia? Zawsze pozostaje dać sobie w kość na kolejnym treningu i zamkniecie jadaczkę głosom z głowy.


*godzina 23 nie jest najlepsza na czit. Tylko czy ktoś wam mówił, że ja jestem święta?